Piotr Domalewski: nie możemy zapauzować życia [WYWIAD] (2024)

  • "Jak najdalej stąd", drugi pełnometrażowy film reżysera i scenarzysty Piotra Domalewskiego, od 25 września w kinach
  • To opowieść o zbuntowanej 17-letniej Oli – w tej roli debiutantka Zofia Stafiej – która zmuszona jest do samotnej wyprawy do Irlandii, skąd ma w imieniu rodziny sprowadzić do Polski ciało swojego ojca
  • W tej polsko-irlandzkiej koprodukcji występują także m.in. Kinga Preis, Arkadiusz Jakubik i Tomasz Ziętek oraz aktorzy zagraniczni, w tym nagrodzona w Cannes za główną rolę w "Za wzgórzami" Cosmina Stratan
  • Domalewski, którego debiutancką „Cichą noc” nagrodzono m.in. Złotymi Lwami FPFF w Gdyni czy Polską Nagrodą Filmową Orły, ma szansę na kolejne laury – "Jak najdalej stąd" startuje w tym tygodniu w konkursie głównym 2020 San Sebastián International Film Festival
  • Zdaniem Domalewskiego wcale nie czeka nas wcale wysyp filmów opowiadających o życiu w czasach pandemii. - Jestem o tym przekonany po tym, co widzę wokół, po potrzebie ludzi jakiegoś kompletnego zapomnienia tych wszystkich maseczek i obostrzeń. Kultura uzna to po prostu za pauzę i w ogóle się do tego nie odniesie.

Paweł Piotrowicz: W "Jak najdalej stąd" ponownie zgłębiasz temat trudnych rodzinnych relacji, osadzając je w rzeczywistości pomiędzy Wyspami a Polską. Co cię skłoniło, by wrócić do tematyki, którą poruszałeś w swoim reżyserskim debiucie "Cicha noc"?

Piotr Domalewski: Chciałem opowiedzieć o rzeczach, które z różnych powodów nie zmieściły się w pierwszym filmie, a jednocześnie spojrzeć na nie trochę z innej strony. Samo tło, ten cały emigracyjny anturaż, to przestrzeń, którą bardzo dobrze znam i mam wrażenie, że doskonale się w niej poruszam. Wykorzystałem je jako tło dla głównego tematu, którym jest poszukiwanie relacji z ojcem.

  • POLECAMY: "Jak najdalej stąd": nigdy nie płaczę [RECENZJA]

Oczywiście można by osadzić ten dramat w środowisku wyższej klasy średniej, w rodzinie artystów czy finansistów. Mnie się jednak wydaje, że jestem bardziej wiarygodny, kiedy opowiadam o prostych ludziach pracy. Uważam, że kino przede wszystkim powinno być wiarygodne. Jest wiele filmów, które są dobre, ale nie mają twarzy. A to znaczy, że nikt za tym nie stoi.

Jak rozróżnić, czy ktoś stoi za filmem czy nie?

Tu chodzi o tę wiarygodność. Ja zawsze myślałem, że wybierając bohaterów prostych, takich "zwyczajnych", można stworzyć szerszą metaforę. Dzięki temu każdy widz, niezależnie od backgroundu społecznego, może zobaczyć w tym siebie. Nagle podróż, realizacja bardzo trudnego, wręcz nieosiągalnego wyzwania, jakim jest sprowadzenie zwłok ojca do kraju, może zainteresować każdego, bo w bohaterze zobaczy "cząstkę siebie". Od zawsze tak myślę o kinie.

Scenariusz oparłeś na prawdziwych wydarzeniach – historii, którą opowiedział ci znajomy. Na ile zbieżnej z tym, co widzimy na ekranie?

Przede wszystkim prawdziwa historia dotyczyła chłopaka, a tu bohaterką jest dziewczyna, co dało mi o wiele większe możliwości na emocjonalny wgląd w postać. Bardzo lubię mieć u podstawy konstrukcji scenariusza wiarygodną i prawdziwą historię, która mnie porusza. Małoletnia osoba, właściwie dziecko, które musi udać się za granicę, żeby przywieźć ciało ojca? Pomyślałem sobie: "To jest bardzo przejmująca historia". Zbudowałem na tej kanwie cały scenariusz, zmieniając podstawowe realia, żeby nabrać pewnego dystansu do tej prawdziwej historii. Daleki jestem od kina tabloidowego.

Jak postrzegasz kino tabloidowe?

To dla mnie kino, które kieruje się dynamiką historycznej ciekawostki, chwilową modą. Takiemu kinu bliżej do publicystyki.

Łatwo się dystansujesz od nawet trudnych tematów?

Tak i nie. Bo czym jest dystans? Ja właściwie nie mam dystansu do tematów, które pokazuję w swoich filmach, dlatego że w poszczególnych scenach i dialogach one zawsze wynikają z mojej wrażliwości. Jednak dystans, który zawsze staram się do opowiadanej historii wytworzyć, pozwala na zbudowanie szerszej metafory, a ta ma szansę być szeroko rozumiana i odebrana przez widzów. Te najlepsze historie są jednak zawsze pewną metaforą, syntezą różnych rzeczy, wtedy się najlepiej opowiadają. Dobre historie to historie proste, które działają. Ten dystans jest więc niezbędny.

  • POLECAMY: Nadzieje polskiego kina – nowe nazwiska, nowe filmy

Film zadedykowałeś swoim rodzicom. Nieprzypadkowo?

Absolutnie nie. Opowiadam o poszukiwaniu relacji z rodzicem, w tym przypadku z ojcem. Każdy z nas w jakiś sposób szuka tych relacji i to rzeczywiście jest rzecz, z którą trzeba się uporać, rozpoznać i trochę w sobie oswoić. I o tym chciałem zrobić film. Oczywiście bohaterka szukająca więzi z ojcem nie ma u mnie łatwego zadania, bo jej ojciec nie żyje. A z kimś, kogo już nie ma, trudno budować cokolwiek.

Mam wrażenie, że dodałeś za to więcej elementów humorystycznych niż w "Cichej nocy".

Starałem się, bo okoliczności są bardziej dramatyczne. Uważam, że dramat dotyka widza bardziej, jeżeli w trakcie jego trwania można się trochę pośmiać. W każdych okolicznościach można dostrzec absurd i humor.

Pokazujesz też ponownie trochę naszej polskiej zaściankowości na w stylu "Pan tu nie stał" i "Będzie wstyd przed ludźmi", zażartowałeś też z narodowców.

Mnie to bardzo bawi, że ktoś, kto się tak mocno flaguje barwami narodowymi, jednak do roboty jedzie w miejsce, gdzie płacą w innej walucie. Jest w tym pewien rodzaj absurdu.

Film kręciłeś zarówno w Polsce, jak i Dublinie, jest zresztą koprodukcją polsko-irlandzką. Duże wyzwanie?

Oczywiście procedowanie procesu takiej koprodukcji było bardzo trudne i długo trwało - ja sobie nawet nie zdaję sprawy ze skali wyzwania, jakie Jan Kwieciński, producent, wziął na siebie. Ale dzięki temu mieliśmy bardzo duże wsparcie ze strony irlandzkiej, a to dla mnie bardzo ważne.

Główną rolę 17-letniej Oli gra debiutująca Zofia Stafiej. Skąd się znacie?

Z castingu, na który zgłosiło się 1200 aktorek. Szukaliśmy szeroko, zarówno wśród doświadczonych aktorek, jak i tych na początku swojej drogi artystycznej. Zależało mi na znalezieniu aktorki, która będzie wiarygodna w roli 17-latki. Kiedy Zofia przyszła na casting, była po dwóch miesiącach studiów w Łódzkiej Szkole Filmowej, więc de facto na początku swojej drogi. Jest bardzo wyrazista, autentyczna, prawdziwa.

Z taką mniej doświadczoną aktorką pracuje się inaczej?

Na pewno wymaga więcej uwagi i konsekwencji w prowadzeniu. Myśmy bardzo dużo pracowali także poza planem. Starałem się, żeby Zofia czuła się bardzo swobodnie, a żeby to zrobić, budowaliśmy sobie w hotelach konstrukcje odzwierciedlające nasze lokacje i ćwiczyliśmy choreografie sceny po to tylko, żeby w momencie kręcenia mogła kompletnie o tym wszystkim zapomnieć i po prostu być w sytuacji.

Co było dla ciebie największym wyzwaniem?

Wyzwań było sporo. Same zdjęcia za granicą organizacyjnie nie były łatwe. Poza tym wyobraź sobie scenę, w której masz aktora z Irlandii Północnej David'a Pearce, znanego z serialu "Wikingowie", aktorkę z Rumunii, notabene nagrodzoną w Cannes za główną rolę w "Za wzgórzami" Cosminę Stratan, i naszą Zofię. Do tego masz połowę ekipy z Irlandii, również multikulturowej, a połowę z Polski plus brazylijską właścicielkę salonu fryzjerskiego, w którym kręcimy kilka scen. I jako reżyser musisz nad tym wszystkim zapanować. Ale ja lubię wyzwania, więc to mnie tylko napędzało.

Od twojego debiutu "Cicha noc" minęły trzy lata. To dużo czy mało jak na pracę nad kolejnym filmem?

Z mojej perspektywy raczej mało. Mam wrażenie, że ruszyliśmy bardzo szybko. Scenariusz złożyłem już w pierwszej sesji w roku 2018. Dostaliśmy wsparcie PISF-u, ale długo trwało gromadzenie reszty funduszy i dopinanie koprodukcji. Potem musieliśmy poczekać na odpowiedni moment ze zdjęciami, gdyż chciałem to realizować o określonej porze roku. A kiedy już po procesie postprodukcji byliśmy gotowi z filmem, to w marcu wybuchła pandemia i nastąpiło pół roku... trudno powiedzieć czego. [śmiech] Trudno się było spodziewać, czy kina w ogóle wrócą do pracy. Zresztą, do dziś nic nie jest pewne.

A tak swoją drogą nie masz obaw, że wprowadzasz na ekrany nowy film akurat w czasie, kiedy kina mogą być wypełnione tylko w połowie?

A co innego zrobić? Nie możemy zapauzować życia. Ja wiem, że kultura i sztuka są kompletnie pomijane w najważniejszych decyzjach, ale one są do życia potrzebne. Jak bez tego siedzielibyśmy na tej kwarantannie bez tych wszystkich treści? Poza tym musimy to robić i nie tyle udawać, że nic się nie dzieje, co próbować sobie w tym jakoś radzić.

Ja się cieszę, że filmy wchodzą teraz do kin, ale może mamy już rzeczywistość 3.0, z której nie zdajemy sobie jeszcze sprawy, i musimy się np. przyzwyczaić, że w kinie siada się na co drugim miejscu. Nagle się okazuje, że to nie upchanie jak największej liczby ludzi na jak najmniejszej przestrzeni jest ważne, tylko to, żeby ci ludzie byli bezpieczni. Czyżby kapitalizm wszedł tym samym w jakiś nowy, nieznany mu dotąd pragmatyczny etap? Muszą być konsumenci, bo jeżeli zaraza ich wytrzebi, to wszystko padnie. Trzeba więc o nich dbać.

Myślisz, że wkrótce zaczną powstawać filmy o tym trudnym czasie, naszej obecnej rzeczywistości, próbujące odpowiedzieć na pytania, co się w nas zmieniło i co może z tego wyniknąć?

Wydaje mi się, że w ogóle takie filmy nie powstaną. Jestem o tym przekonany po tym, co widzę wokół, po potrzebie ludzi jakiegoś kompletnego zapomnienia tych wszystkich maseczek i obostrzeń. Kultura uzna to po prostu za pauzę i w ogóle się do tego nie odniesie.

"Jak najdalej stąd" startuje w konkursie głównym w San Sebastian. Masz jakieś oczekiwania w związku z tym festiwalem?

Po prostu cieszę się, że się tam znalazłem. Na tym festiwalu jest bardzo duża konkurencja i naprawdę mocna selekcja. Nie zaprasza się tam nikogo za nazwisko, by podnieść prestiż rywalizacji, tylko starannie wybiera się filmy.

Czy od nagród, a tych dostałeś za "Cichą noc" sporo, włącznie z Orłami i Złotymi Lwami, można się uzależnić?

Czy ja wiem... Tak szczerze, lepiej się do tego nie przyzwyczajać. Trzeba robić swoją pracę dobrze i w zgodzie ze sobą. A nagrody się czasem zdarzają.

Pochodzisz z wielodzietnej rodziny z Łomży – masz brata i cztery siostry. Jak twoi bliscy zareagowali na twój sukces?

Bardzo dobrze, bo też jesteśmy ludźmi, którzy mają do siebie duży dystans. Podeszli do tego pozytywnie i zdają sprawę, że dostanie się w miejsce, w którym jestem, to nie była łatwa sprawa. W mojej rodzinie nikt nie uważa mnie za kogoś wyjątkowego, po prostu każdy wie, ile kosztowało mnie to pracy.

Twoja pierwsza etiuda została odrzucona przez profesorów na uczelni. Porażki cię bardziej napędzają czy zniechęcają?

Zdecydowanie napędzają.

Która napędziła cię najbardziej?

Kiedy zostałem przez jednego z profesorów po pierwszym semestrze reżyserii niemalże wyrzucony ze studiów. Udało mi się jakoś wybronić z tej opresji pracowitością, bo kiedy inni zrobili po jednym ćwiczeniu, ja wykonałem trzy. Zrobiłem to na zasadzie: "Chcą się mnie pozbyć? To ja im pokażę!". [śmiech]

Ale sam Wydział Reżyserii w Katowicach wspominam dobrze. Jesteś tam sobie sterem, żeglarzem i okrętem, więc nie możesz na nikogo zwalić winy ani się usprawiedliwić, jeśli coś ci nie wyjdzie. Wszystko jest w twoich rękach i za wszystko odpowiadasz sam. Ma to swoje plusy i minusy, ale generalnie uważam, że bardzo dobrze przygotowuje do pracy w polskiej branży filmowej.

Dobrze, bo?

Bo jest to trudna branża, nie każdemu daje się tutaj szansę. Trzeba umieć sobie to samemu wywalczyć.

Ty z pewnością umiałeś. Sukces "Cichej nocy", która zebrała wszelkie możliwe nagrody, był dla ciebie zaskoczeniem?

Oczywiście, że był. Nie możesz w biznesplan artystyczny wpisać sukcesu i nagród. To się po prostu zdarza przy okazji.

Piotr Domalewski: nie możemy zapauzować życia [WYWIAD] (2)

Materiały prasowe

Zofia Stafiej w filmie "Jak najdalej stąd"

Czujesz, że doświadczenie tamtego filmu uczyniło cię lepszym i bardziej pewnym swoich umiejętności reżyserem?

Raczej odwrotnie, wyostrzyło moje zmysły. Bo pewność siebie je tępi, gdyż nabierasz przekonania, że już wszystko wiesz. A ja wolę szukać dalej.

Czego więc szukasz obecnie?

Kończę postprodukcję serialu "Sexify" dla Netfliksa. Reżyserujemy to z Kaliną Alabrudzińską. To opowieść o trzech młodych dziewczynach, które wymyślają przełomową aplikację mającą zrewolucjonizować życie Polaków [w rolach głównych grają Aleksandra Skraba, Maria Sobocińska i Sandra Drzymalska – aut.]. Więcej zdradzić nie mogę.

Zabieram się też za pisanie kolejnego filmu, tym razem o sprawie Nangar Khel. Tu przede wszystkim interesują mnie ludzie i to, jak i kogo ta sprawa dotknęła, bez wskazywania winnych, bo jak już mówiłem, nie lubię publicystyki w kinie.

  • POLECAMY: Sandra Drzymalska, Bartosz Bielenia i inni młodzi-zdolni polskiego kina

Czyli szykujesz kolejny dramat, który można będzie zakwalifikować także jako mocne kino społeczne. Zauważasz w ostatnim czasie jakieś znaczące zmiany w naszym polskim społeczeństwie czy generalnie jesteśmy jacy jesteśmy?

Trudno powiedzieć, bo uważam, że są dwie przestrzenie tych zmian. Pierwsza to szeroko pojęty dyskurs społeczno-polityczny. Druga to zmiany rzeczywiste, które często nie mają z tym dyskursem nic wspólnego. Mam wrażenie, że ten dyskurs polityczny i jego poziom emocjonalny chce nas w tych zmianach cywilizacyjnych cofnąć poprzez usprawiedliwianie wszystkich naszych wad i przewin, tego całego zacietrzewienia, małostkowości, źle pojmowanej swojskości. Bo ludowość czy swojskość nie są niczym złym, chyba że nastawione są na odgradzanie się od świata i zamykanie na niego, co nas cofa w rozwoju jako społeczeństwo. A my jesteśmy społeczeństwem jednak dosyć młodym i na szczęście widzę coraz wyraźniej, że na ten cały spór światopoglądowy patrzymy ze sporym dystansem, traktując go jak jakiś rodzaj teatru czy dziwactwa.

Chociaż wymierzonego często w konkretne grupy społeczne, zwłaszcza mniejszości.

To się już zrobiło tak nagminne i schematyczne, że kiedy wybucha kolejny temat o charakterze światopoglądowym, to natychmiast wiem, że coś złego dzieje się w finansach lub przeprowadzana ma być jakaś kontrowersyjna ustawa. To jest używane cynicznie, a my się łatwo na ten haczyk nabijamy, chociaż mam wrażenie, że ludzie także i tu się w tym połapali. Jesteśmy pragmatycznym społeczeństwem. Trudno nas oszukać.

Twoje życie wygląda dziś podobnie jak kilka lat temu, przed sukcesem "Cichej nocy"?

Chyba tak. Nadal dużo piszę i dużo pracuję. Zmieniło się to, że mam wolność w tworzeniu, bo mogę robić to co mnie interesuje i nie muszę o to walczyć. A to jest najważniejsze.

Piotr Domalewski: nie możemy zapauzować życia [WYWIAD] (2024)

References

Top Articles
Latest Posts
Recommended Articles
Article information

Author: Barbera Armstrong

Last Updated:

Views: 6794

Rating: 4.9 / 5 (79 voted)

Reviews: 86% of readers found this page helpful

Author information

Name: Barbera Armstrong

Birthday: 1992-09-12

Address: Suite 993 99852 Daugherty Causeway, Ritchiehaven, VT 49630

Phone: +5026838435397

Job: National Engineer

Hobby: Listening to music, Board games, Photography, Ice skating, LARPing, Kite flying, Rugby

Introduction: My name is Barbera Armstrong, I am a lovely, delightful, cooperative, funny, enchanting, vivacious, tender person who loves writing and wants to share my knowledge and understanding with you.